1) za ponadczasowe przesłanie, że optymizm jest wyrazem odwagi, że wymaga wysiłku, ale jest osiągalny
2) za Gieniusię Bombke/Pompke/Rompke i humor, który wprowadza, moja ulubiona scena to ta, w której Genowefa próbuje poklepać łysego dyrygenta w operze i mówi, że jest taki piękny jak robaczek
3) za: Kreska do Maćka na powitanie „Co jest stary pólgłówku”, cha, cha… – najlepszy przykład na to jak nie witać się z kimś, w kim jest się zakochanym
4) kartki na 700 gramów wołowiny z kością, które Piotr Ogorzałka daje Gabrysi -brzmi śmiesznie, aż trudno uwierzyć, że tak było naprawdę
5) za „tombak” – słowo, które poznałam dzięki Jeżycjadzie, zupełnie jak Maciek dzięki Kresce
6) za opis zimy, ja zwykle zimą marznę, ale fajnie sobie pomyśleć, że czasem zimą śnieg iskrzy, powietrze jest jak kryształ a mróz jest jak „triumfalne solo na piszczałce”
7) za rosołek pani Lewandowskiej, chciałoby się umieć gotować takie pyszności
8) za Matyldę Stągiewka – cytrynową dziewczynę, która twierdzi, że Maciek Ogorzałka ma „anglosaską czaszkę”; autorka wprowadziła świetne porównanie Matyldy do cytryn, kiedy Maciek jest w niej zakochany, pachnie ona cytrynami i przypomina mu właśnie ten egzotyczny, w ówczesnych czasach nieosiągalny owoc, kiedy się stopniowo odkochuje, cytryna, która długo leżała w jego lodówce staje się brzydka i pomarszczona